wtorek, 17 sierpnia 2010

Rzecz o Policjantach

bo Policjant też człowiek:


"Niech jakiś wolny radiowóz pojedzie do parku. Lata tam jakaś goła
kobieta.
Tylko nie jedźcie tak jak ostatnio, wszyscy na raz!"


Policjant zatrzymał blondynkę jadącą motocyklem w wełnianej czapce i pyta:
- Dlaczego Pani nie ma kasku?
- Bo ja, proszę pana, zrobiłam wczoraj eksperyment.
Z 3 piętra zrzuciłam czapkę i kask.
Kask pękł, a czapka nie.


"Podjedź na ul. Grunwaldzką, tam jakieś dzieciaki
rzucają petardy. Wytłumacz im, gdzie mają sobie je wsadzić..."


"51, jak będziesz wolny, to podjedź do parku. Tam w krzakach jest jakaś
para. Podejdź dyskretnie i posłuchaj, czy ta pani mówi, że jej dobrze, czy
może krzyczy ratunku..."


"Przyślij mi tu grupę, bo na ulicy leży facet i wygląda, że mu coś
strzeliło do głowy... Co takiego!? Nie znam się na tym, ale wygląda mi to
na dwie kule kaliber 9 mm."


"Podjedź pod domy towarowe, tam czai się nasza obserwacja i biją ich
chuligani. Trzeba im pomóc."


"Na placu Wolności stoi czerwony zaporożec z niemieckimi znakami bojowymi.
Zobacz co to jest."


"Chciałbym przypomnieć, że nie wolno używać słów przez radiostację! - To
jak mam mówić?"


"Przed chwilą sprzed komisariatu skradziono radiowóz.Oznakowany. Wygląda
tak jak każdy inny."


"Jakiś pijany chodzi, samochodom w jeździe przeszkadza. Nadaj mu kierunek.
Ostrobramska przy PCO, na pasie zieleni leży. Tu trzeba trójek.
("trójki"-3033-policyjna nyska do zbierania pijaków). Trójki? Tak,
zgłaszam się. Podjedź i zabierz leżaczka do "Betlejem". No cóż, taki los
taksówki bagażowej."

"Jagiellońska 42, ma ją gwałcić. Zdążyła przedzwonić..."


"Przy mieszkaniu leży i śpiewa. Może artysta? Sprawdź, czy go do izby, czy
na festiwal."


- Kiedy wreszcie dowieziesz zatrzymanego do prokuratury? Tam czekają już 3
godziny!
- Jak tylko pomocnik dowiezie mi benzynę tramwajem. Gdzie stoisz?
- Nie wiem, nigdy tu nie byłem.


Opowiedziane przez policjantów:

Kiedyś dyżurny mojej KPP wysłał radiowóz na interwencję mówiąc do nas "po
radiostacji": jedźcie do parku, bo tam facet konia bije. Załoga popatrzyła
na siebie i nie wiedzieli zbytnio, co mają zrobić. Jak się okazało ktoś
zadzwonił na policję, widząc, jak jakiś facet załadował na wóz skoszoną
trawę, a że koń nie mógł tego ciągnąć, to go batem potraktował!


... a czy słyszeliście, żeby dyżurny sam siebie kryptonimem wywołał, a
później wrzeszczał, że mu się nie zgłasza nikt ? To dopiero ubaw - mówi
policjant z Podkarpacia.


Jest cieplutka noc. 3.30. Wokół otwarte osiedle. Wielu ludzi jeszcze nie
śpi, okna mają otwarte. Słyszą o czym rozmawiają policjanci, a najlepiej
słyszą radiostację. Patrol legitymuje. Jedynego nieszczęśliwca, jaki
pojawił się w polu widzenia - tuż przed własnym blokiem. Musieli trochę za
nim gonić, bo był daleko. Legitymowanie. Sprawdzają, czy nie poszukiwany.
Dyżurny pyta jeszcze raz o nazwisko, bo mu się coś nie zgadza.
Przeliterowuje nazwisko. OK - "F" lub jak kto woli "NP".

Policjanci po powrocie do jednostki mówią dyżurnemu, że będzie na niego
skarga?! Dlaczego?! Za sposób sprawdzania i komentarz w radiostacji. Co
zatem zaszło?! Dyżurnemu nie pasowało nazwisko sprawdzanego:

- Kotas ? - Tak. I pomimo że usłyszał wyraźnie, naciska na "sitko"
ponownie: - Nazwisko Kotas? Tak jak Kutas, tylko przez "O"?! - Tak! -
usłyszał cichutko i nieśmiało. - To nie mam takiego ... w komputerze.
Zabrzmiało pięknym, wielokrotnym echem po ciasnej zabudowie sypialnianej
dzielnicy, tuż pod oknami mieszkania nieszczęśnika i jego sąsiadów.


"Hmmm. Jako młody przestraszony patrolowiec w jednostce w Leżajsku
zatrzymałem do kontroli panią będącą pod wpływem alkoholu, która z uporem
próbowała rozjechać białe myszki biegające po ulicy... Niestety, nie
dysponowaliśmy stosownym urządzeniem, tzn. alkomatem. - Dyżurny
zadysponował: "to zabrać tę panią i przedmuchamy ją na komisariacie..."
Szkoda, że nie widzieliście miny kobitki. Momentalnie wytrzeźwiała.


Korespondencja po przeprowadzonej interwencji do dyżurnego: "Słuchaj on
jest bezdomny. Ja go pouczyłem i poszedł sobie do domu..."

Jak to na Zakaukaziu bywa

"Mała wioska gdzieś na Kaukazie, zamieszkana i przez prawosławnych, i przez muzułmanów. W czasie modlitwy wchodzi pop do meczetu. Pop cały zakrwawiony, ledwo się na nogach trzyma, ale mówi:
- Jest jakiś odważny muzułmanin?
Muzułmanie patrzą się po sobie, po dłuższej chwili wychodzi jeden chwacko zbudowany. Wychodzą z popem przed meczet. Tam pop tłumaczy:
- Wczoraj u nas było święto i myśmy sobie troszkę popili. Dzisiaj żona mówi: "Zarżnij barana". Próbowałem, ale tylko go naciąłem. Krwią wszystko zachlapał, wyrwał się, biega po wybiegu. Sam go nie złapię. Żona poradziła, żebym muzułmanina do pomocy poszukał, bo wy nie pijecie.
Poszli razem. Biega wielki baran po obejściu, próbują go to tak, to siak złapać. Parę razy było już prawie-prawie, ale się nie udało, tylko ich obu juchą pobrudził jeszcze bardziej. W końcu muzułmanin mówi do popa:
- Sami nie damy rady. Trzeba jeszcze kogoś do pomocy. Idź do meczetu.
Pop poszedł. Wchodzi do meczetu. Jeszcze bardziej okrwawiony, jeszcze bardziej zdyszany... i sam. I pyta:
- Jest jakiś odważny muzułmanin?
Muzułmanie patrzą się po sobie, po dłuższej chwili wychodzi najstarszy z nich, klęka przed popem i mówi:
- Ty żeś ostatniego zarezał. Myśmy tu wszyscy na chrzest już gotowi"